Świadectwo życia

Nie dźwigamy sami krzyża

Autor: Anonim Data dodania: 2022-09-08 Źródło: Świadectwo Wiary

But I tell you. Wake up und fight. This is your life, your the biggest treasure.

Tak naprawdę to nie wiem od czego zacząć. Tak jak moje życie było niepoukładane, tak i początek tego świadectwa jest bardzo podobny. Jestem młodym chłopakiem wkraczającym dopiero w dorosłe życie, ale myślę, że ta historia nie będzie świadczyła o mojej dojrzałości wręcz przeciwnie, będzie przykładem na to, jak można pogubić się w życiu.

Ale od początku.

Jak każdy nastolatek przechodziłem przez tzw. okres buntu, który przejawiał się myśleniem: JA jestem najważniejszy i po co mi czyjeś rady. Wszelką złość wyładowywałem na najbliższych, którzy w tamtym czasie byli dla mnie, jak sądziłem, tymi niepotrzebnymi „doradcami”

Ktoś, kto dotrwał do tego momentu pomyśli, że moje świadectwo będzie dotyczyło właśnie uzależnienia od alkoholu. Nic bardziej mylnego. Nie dość, że nie uzależniłem się od wyżej wymienionych rzeczy lub hazardu czy narkotyków, to od 2005 roku walczę z jednym wielkim bagnem, które sprawiło że nie potrafię normalnie funkcjonować wśród ludzi. Mowa tu o masturbacji i pornografii. Tak jak u większości, tak i u mnie zaczęło się niewinnie. W szóstej klasie podstawówki na „zielonej szkole” w towarzystwie chłopaków z mojej klasy zaczęliśmy dyskutować na właśnie ten temat. Kumple chwalili się jakie to fajne i przyjemne. Ja oczywiście zaślepiony po powrocie do domu również chciałem na własnej skórze przekonać się jak to jest: I stało się… Na początku nie sądziłem, że to coś złego, a już w ogóle nie dopuszczałem myśli, że może być to grzech, szczególnie, że wtedy nie był to duży problem, ograniczałem się tylko do masturbacji co kilka dni, nie miałem jeszcze kontaktu z pornografią, gdyż w tamtym czasie nie było internetu w domu. Moja „wolność” nie trwała jednak długo, gdyż w 2007 roku moja siostra poszła do szkoły średniej i rodzice podjęli decyzję o założeniu internetu. Wtedy również na lekcji religii omawialiśmy temat czystości i zdałem sobie sprawę, że to, co robię to grzech. Zaczęła się walka – raz ja byłem silniejszy, raz pokusa, starałem się regularnie spowiadać z mojej słabości lecz to wszystko wracało jak bumerang. Dodam że od 2005 r. należę do służby liturgicznej, więc ktoś by pomyślał – ten to jest taki święty. Jednak ze mną tak nie było: miałem problem, z którym nie mogłem się uporać, a im bardziej chciałem, tym mniej wychodziło. Szukałem różnych porad na forach internetowych, starałem się tak rozplanować czas, aby unikać okazji do upadku, były okresy dłuższej „abstynencji”, ale wystarczyło bym został sam w domu i ulegałem. 2009 był rokiem egzaminów gimnazjalnych, więc stał się pewną odtrutką, musiałem się zmobilizować aby jak najlepiej napisać testy. Udało się , byłem zadowolony z wyników, dostałem się do wymarzonej szkoły, cóż więcej chcieć…

Zaczął się wrzesień, nowa szkoła i ludzie. Pod koniec tego roku pierwszy raz doświadczyłem w moim życiu obecności Jezusa. Tak jak wspomniałem wcześniej, nigdy nie uzależniłem się od alkoholu, ale miałem w kartotece swojego życia jeden pamiętny wyskok, po którym wylądowałem w szpitalu, a w miejscu, w którym znaleźli mnie pijanego i nieprzytomnego lekarze, dzień wcześniej zabito chłopaka. Stanąłem na krawędzi życia i śmierci i to był znak, że trzeba powoli krok po kroku coś zmienić. Odciąłem się od starego towarzystwa, z którym tak naprawdę marnotrawiłem czas, bo jak inaczej można nazwać bezsensowne snucie się po osiedlu. Pierwsze dwa lata w nowej szkole minęły spokojnie i były dla mnie okresem, w którym walczyłem jak lew. Alkoholu nie piłem prawie wcale, chciałem odzyskać zaufanie rodziców i pokazać im, że ten wybryk był jednorazowy. Jeżeli chodzi o masturbację walczyłem lecz były upadki i to bolesne. Po pierwszym półroczu drugiej klasy dowiedziałem się, że w wakacje jest organizowana miesięczna pielgrzymka, coś w stylu tournee po Europie. Tu kolejny raz zaingerował Bóg i po załatwieniu wszelkich formalności (ciężko pracowałem przez lipiec na budowie, by w sierpniu móc jechać) pojechałem. Te pół roku przed samym wyjazdem były najcięższym okresem w moim życiu. Niby wszystko było dopięte na ostatni guzik jednak szatan coś szeptał i pojawiły się wtedy pierwszy raz w moim życiu myśli samobójcze. Ktoś, kto to czyta, pomyśli – wariat: chłopak ma w perspektywie przygodę życia, a w myślach takie rzeczy. To samo powiedział mi mój serdeczny przyjaciel, który również jechał na pielgrzymkę – jedyna osoba, która wiedziała o moim problemie z masturbacją, jedyna, z którą byłem szczery aż do bólu: „Słuchaj stary przed nami wspaniały wyjazd, a Ty opowiadasz takie bzdury. Przestań bredzić tylko weź się w garść”. Tamten dzień pamiętam, jak dziś – pogadaliśmy poważnie i trochę mnie to uspokoiło. Nadszedł sierpień – wyjazd marzenie (wielkie przeżycie nie tylko pod względem zabytków i piękna, miejsc, w których byliśmy ale przede wszystkim duchowe.) Była to również okazja do miesięcznej „abstynencji”. Niestety słabość moja została zdemaskowana w ostatnim tygodniu. Wtedy ruszyło mnie sumienie jak nigdy, powiedziałem sobie, że tak dłużej nie może być i postanowiłem dwa dni później przystąpić do spowiedzi. I znów Bóg sobie wszystko zaplanował : Przygotowałem się starannie do sakramentu pojednania (chciałem wygrzebać stare brudy, więc była to spowiedź obejmująca de facto całe moje życie), a On postawił na mojej drodze takiego kapłana, który nie dość, że mnie wysłuchał i zrozumiał, to jeszcze dodał mi tyle siły, że po powrocie z pielgrzymki wiele się zmieniło. Zaczęła się trzecia klasa, a ja starałem się szukać różnych alternatyw, tak aby odciągnąć złe myśli – udawało się, a zwieńczeniem udanego roku było znalezienie pracy na wakacje. Żeby nie było kolorowo oczywiście zdarzały się upadki, ale dzięki wszelkim rekolekcjom, na które otwarło się moje serce (szczególnie w pamięć zapadły mi rekolekcje na nartach w ferie przez 5 dni i to jakich dni! – połączenie rozrywki z modlitwą). Wtedy nauczyłem się wyciszenia, kontemplacji, utwierdziłem się w przekonaniu, że mimo ran w poszczególnych bitwach całą walkę jestem w stanie wygrać. Cały czerwiec i wakacje ciężko pracowałem, ale byłem dumny z siebie. Zobaczyłem na czym polega prawdziwa praca i jak ciężko jest zarobić pieniądze. W tym okresie również rozmawiałem o moim problemie z nieczystością ze znajomym księdzem, który zapewnił mnie o swojej modlitwie w mojej intencji. Pod koniec wakacji spotkała mnie miła niespodzianka (Jezus nagrodził trud mojej pracy w wakacje). Dowiedziałem się o możliwości pojechania na stypendium do zagranicznej szkoły. Miałem dosłownie kilka dni na podjęcie decyzji. Nie wahałem się – jadę!!!

Dziś, 27 stycznia 2013, kiedy piszę to świadectwo cały czas walczę. Wczoraj skończyłem dwadzieścia lat, które minęły jak jeden dzień. Gdybym dziś miał zdać rachunek przed Najwyższym, czy byłbym spokojny? Raczej nie, choć sam problem widzę dziś inaczej: nie myślę o tym co robię źle, raczej skupiam się na tym, ile mogę dać od siebie dobrego. Jest to świadectwo, więc jestem szczery do bólu i muszę poruszyć tu wszystkie kwestie związane z moim nałogiem. Wspominałem już o myślach samobójczych, ale nie pisałem nic o samookaleczeniach. Pamiętam, że kiedy przyjechałem na stypendium, udało mi się dość długo wytrzymać w czystości, niestety kiedy przyszedł upadek coś pękło i wpadłem w furię. Akurat byłem sam w pokoju, zacząłem uderzać pięściami w stół, strzelałem stawami w rękach, w pewnym momencie chwyciłem nóż i stało się coś czego nie jestem w stanie opisać. Ukazał mi się obraz mojej słabości. Byłem wariatem, który chciał się pociąć, jednak nie mogłem tego zrobić, bo byłem tchórzem, tym samym, który zaspokajał swoje potrzeby seksualne przy każdej nadarzającej się okazji.

Wiem, że pokusa będzie trwała do końca mojego życia. Sama silna wola nie wystarczy, potrzeba silnej wiary i ciągłej modlitwy. Maszeruj albo giń. Wierzę, że z Jezusem Chrystusem i jego Matką Maryją oraz ze wszystkimi świętymi będę maszerował, a kiedy przyjdzie na mnie czas będę mógł godnie odejść, nie wstydząc się własnego oblicza, którego tak często wstydziłem się za życia patrząc w lustro.


Oddany Jezusowi Syn Marnotrawny.

___

NADESŁANE 30 STYCZNIA 2013 o 16:35

Wszystkie świadectwa

"Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi."

Jan Paweł ll

Podziel się swoim świadectwem wiary! Skorzystaj z formularza lub prześlij świadectwo bezpośrednio na adres moje@swiadectwowiary.pl

Aby Twoje świadectwo zostało opublikowane, w treści wiadomości dodaj "Wyrażam zgodę na wykorzystanie nadesłanej treści"